[HENRYK GIEDROYĆ]
Strony 88, 89


lekcję angielskiego i źle się czułem wieczorem. A propos Talabosza, to codziennie rano wychodzimy razem z Jurkiem, siadamy elegancko do czekającego wielkiego Buicka Ambasady Polskiej i Talabosz odwozi mnie do Komitetu, a Jurka potem do Ambasady.

    Dnia 11 I
Mróz trochę zelżał. Kupiłem żółtą księgę francuską. Kiepsko się dziś czuję. Listów od Mamy nie ma i nie ma. Dlaczego?

    Dnia 12 I
Niestety na swoje urodziny, które właśnie dzisiaj wypadają nie dostałem też żadnego listu z Warszawy. Dostałem za to list od cioci Wiki we Francji, bardzo serdeczny. Byłem w Angelescu nawet dwa razy, raz z Pietrkiewiczową. Od braterstwa dostałem ładny, granatowy, jedwabny szalik. Załatwiłem Jurkowi książki. Dziś są także Tatiany imieniny, o czym ja nic nie wiedziałem, a Jurek naturalnie swym zwyczajem nic mi o tym nie powiedział. Na kolacji byliśmy w sławnej żydowskiej knajpie „Janku”, potem byliśmy w kinie Scali na „Antante Cordiale”. O godzinie 8mej z minutami skończyłem dziś 18naście lat.

    Dnia 13 I, sobota
Na obiedzie u nas byli dziś Buzkowie (konsulowie) i Borkowski, który okazał się całkiem interesującym. Małżeństwo poszło gdzieś na proszoną kolację, a ja do kina na film z Dean Durbin – szpetnie wpadłem.
Następna