HENRYK GIEDROYĆ
Strony 4, 5



    tym objawem koleżeńskości stosunek reszty towarzystwa do nas był raczej niekoleżeński.
W Łukowie i Chełmie widzieliśmy zbombardowane stacje i rozwalone pociągi z ewakuantami.
W Łucku zbombardowana stacja.
Wreszcie dnia 9 września przyjechaliśmy do Kowla.
Tu spotkaliśmy resztę redakcji, która jechała samochodem. Dowiedziałem się od pani Prądzyńskiej wówczas, że widziała Jurka w Lublinie, że miał makabryczną drogę koleją (ostrzeliwano pociąg, tłok, 12 osób zabitych). Ulokowaliśmy się w Kowlu w hotelu „Wersal”, gdzie dostałem dość porządny pokój. Spałem razem z panem Kleszczyńskim.
Sytuacja moja nie była zachwycająca – nie miałem ani bielizny, ani piżamy, ani ubrania. Dobrze, że Jurek dał mi przez pannę Prądzyńską 200 zł. W domu o mnie nic nie wiedzą, nie zdążyłem się nawet pożegnać z Zosią, tylko poleciłem Zygmuntowi zatelefonować i ode mnie pożegnać. Nie mam żadnej fotografji rodziców, tylko obrazek św. od Mamy i medalik. Poza tym mam tylko fotografię Zosi.
W niedzielę mogłem posłać wiadomość o sobie przez pewnego znajomego pani generałowej. W Kowlu zżyła się nasza paczka, a mianowicie Pietrkiewicze, Wyrzykowscy i ja.
Następna